poniedziałek, 31 marca 2014

Zmiana planów

Ostatnie dni upływają mi pod znakiem nieustannej zmiany planów. Nawet ten post zaczynałam pisać kilka razy i ciągle coś mnie odrywało od laptopa. I pisząc te słowa dalej nie wiem, czy i kiedy dam radę go w całości opublikować ;)
A wszystko przez dzieci ;) Znacie to? Zaplanowanie choćby wyjścia na popołudniowy spacer urasta prawie do rangi organizacji imprezy na miarę Euro, kiedy ma się dwoje dzieciaków, zwłaszcza co chwilę zakatarzonych. I dlatego w moim salonie leżą sterty worków próżniowych, sterty ciuszków Starszej Córki, które trzeba posegregować i odłożyć dla Młodszej, sterty ciuszków Młodszej Pociechy, które trzeba posegregować, oddać Dobrym Duszom, które nam je wypożyczyły lub wystawić na sprzedaż. Sterty ciuchów do wyprasowania, i tych już wyprasowanych do pochowania w szafach, w których wreszcie (!!!!) udało się zrobić porządek. Odkładany od kilku tygodni ;) Bo co zabiorę się do porządków, to któraś z Córeczek absolutnie natychmiast potrzebuje wody/siku/narysować kotka/ułożyć puzzle/jeść/obrać jabłuszko/pić/spać/syropek/katarek/ona mnie pobiła/... (niepotrzebne skreślić).
Weekendowe plany wyjazdu w góry też odkładamy już któryś tydzień z kolei. Bo o ile we środę dziewczyny tryskają zdrowiem, to w piątek wieczorem już któraś kaszle bądź kicha. I zamiast w góry planujemy jednak iść na spacer gdzieś w dalszej okolicy, bo przecież katar, to nie choroba. A rano budzimy się i... gorączka ;\

Cztery godziny później...

No i wykrakałam sobie, od pisania oderwała mnie Młodsza Córcia, kategorycznie domagająca się przytulania i spania w objęciach Mamy ;) A ponieważ Pociechy już w łóżkach i panuje względny spokój (wiem, że mówienie tego głośno jest mało bezpiecznie, bo natychmiast spokój znika, no ale...;) ) kończę pisanie i biorę się za odkładaną wciąż robotę.

A na razie, dla tych, którzy jeszcze nie widzieli na Facebooku - pudełeczko dla małego miłośnika samolotów:




Skrzyneczka świetnie sprawdza się jako pudełko na kredki:



Może też być niezłym schronieniem, dla wszelkiego rodzaju stworów czy autek:


To pudełeczko będzie można wygrać w kwietniowym konkursie organizowanym u Matki Aparatki. Na pewno jeszcze Wam o tym napiszę, jak konkurs już ruszy. A tymczasem, jeśli ktoś chętny zapraszam do składania zamówień na pudełeczka. W kolejce czekają już dwa następne - wróżkowe (lub konikowe, mała Klientka jeszcze się nie zdecydowała) i Pudełko Niespodzianka dla Antosia, z motywem wybranym przez Jego Mamę ;) Niecierpliwie czekam na Wasze kolejne pomysły!!

Miłego wieczoru!!!

wtorek, 18 marca 2014

W telegraficznym skrócie

Czasu znów mi brakuje na wszystko, gdzie nie spojrzę piętrzy się coś do zrobienia (prasowanie, segregowanie ubranek, porządek w mojej szafie - ojojojoj). A tu Starsza Córcia znów jakieś przeziębienie podłapała - niby nic, leciutki katarek i kaszelek, ale do przedszkola nie puszczam. Uskuteczniamy zatem wspólne spacerki (o ile nie pada i nie wieje).



A gdy pogoda nie dopisuje w ekspresowym tempie rozwiązujemy zadania w książeczkach dla trzylatków, malujemy, lepimy, itd. No i Mamie niewiele czasu zostaje, żeby coś stworzyć ;) Ponieważ jednak dostałam zamówienie na herbaciarkę, sprężyłam się jakoś i wieczorami lub podczas drzemek dziewczynek powstała zielona skrzyneczka. Miał to być prezent imieninowy dla Pani Bożeny, która w kuchni ma meble w takim właśnie kolorze. Klientka zadowolona, mam nadzieję, że i Pani Bożenie herbaciarka przypadła do gustu :)

 



A tak prezentuje się skrzyneczka z zawartością:



 

Kawa wypita, Młodsza Pociecha śpi, Starsza zajęta z Klubem Myszki Miki, więc nie ma rady, trzeba się brać za prasowanie :( 

Miłego dnia!!!

czwartek, 13 marca 2014

Sowa i szczypiorek

Dzisiejszy wpis będzie bardzo krótki, bo moja Młodsza Pociecha ma wyjątkowo marudny dzień i nie pozwala na siedzenie przy laptopie ;)

Obiecałam Wam "coś" dla dzieci, więc słowa dotrzymuję.

Starsza Córcia miała za zadanie ostatnio przynieść do przedszkola doniczkę i cebulkę - dymkę. W planie było sadzenie dymki, hodowla szczypiorku i akcja pokonywania niechęci dzieci do jedzenia "zielonego". Niestety przyplątało nam się choróbsko i zamiast iść do przedszkola, Córcia została z nami w domku. Postanowiłam, że mimo wszystko posadzimy cebulkę razem. W czeluściach kuchennej szafki znalazłam niewielkie doniczki, które pozostały nam po zeszłorocznym sadzeniu ziół. Wydały mi się jednak zbyt smutne, żeby rozweselić zakatarzonego Przedszkolaka - ot, zwykłe gliniane doniczki. Postanowiłam więc podziałać ;) Oto efekt:

 

Jak widać, w jednej z doniczek zasadzona już dymka :)


A te dwie doniczki chętnie znajdą Nowego Właściciela :)


Na jednej z doniczek zamieszkały dwie sówki:


 A tu nasza dymka, zanim powędrowała do przedszkolnego kącika przyrody:


I jak Wam się podobają? Może Ktoś chciałby przygarnąć pozostałe dwie doniczki?Lub jedną z nich? Gratis dorzucam dymkę ;)

niedziela, 9 marca 2014

Kino, kobiety i... kwadraty ;)

Zaczynam powoli wierzyć  to, że wiosna przyszła :) Cieplutko i słonecznie się zrobiło, Starsza Córcia wyzdrowiała, więc cały weekend spędziliśmy poza domem :) W zasadzie od czasu ostatniego postu niewiele miałam czasu, żeby spokojnie sobie usiąść i coś naskrobać, więc szybciutko nadrabiam.

Czwartkowy wieczorny wypad do kina był bardzo udany. Początek prawie jak z filmu akcji, bo na wejściówki czekaliśmy do ostatniej chwili (na czerwonym dywanie w świetle reflektorów ;) ), będąc cały czas w kontakcie czatowo-telefonicznym z osobą która nam je sprezentowała oraz z osobą, która miała nam je przekazać. W międzyczasie okazało się, że potrzebne nam jeszcze hasło - nazwisko osoby, które trzeba było podać, żeby wejściówki były ważne. Nie zazdroszczę stresu Organizatorce tego wyjścia, bo biedna siedziała w domu (przygnieciona gorączkującym trzylatkiem) i nie miała wpływu na rozwój wydarzeń. Mogła jedynie wykonywać telefony do kolejnych osób, żeby zdobyły "słowo-klucz" i modlić się, żeby ktoś odebrał ;) I to wszystko w przeciągu 10 minut przed rozpoczęciem uroczystej prapremiery "Kamieni na szaniec"!!! Niezłe emocje, jeszcze przed właściwym wydarzeniem ;) A potem nie było wcale gorzej. Pojawili się aktorzy, reżyser oraz producenci, kwiaty, błyski fleszy i kamery. Normalnie Matka pełną piersią poczuła, że "do ludzi" wyszła ;)


Sam film, choć wywołuje tyle kontrowersji (a może właśnie dlatego), też Wam bardzo polecam, choć w pewnym stopniu mnie rozczarował. Książkę w młodości przeczytałam z wypiekami na twarzy kilka (kilkanaście) razy, czułam podziw dla odwagi głównych bohaterów, miałam przekonanie o ważności i potrzebie ich działań, wierzyłam w sens ich poświęcenia. I tamtych emocji film mi nie przypomniał. Być może dlatego, że książki kocham, więc żaden film nigdy lepszy od książki nie będzie (wyjątek potwierdzający regułę to "Zaklinacz koni"). Ale bardziej prawdopodobnym powodem jest to, że do momentu aresztowania Rudego, głównych bohaterów odbierałam jako chłopców "bawiących się" w wojnę, mało odpowiedzialnych, działających na "hop-hura". I późniejsze sceny, choć już bardzo przekonujące, jakoś tego pierwszego wrażenia nie zatarły, choć dreszcze miałam i łzy w oczach na koniec też. Nie wiem, czy wpływ na to miał taki, a nie inny scenariusz, czy też to, że mój odbiór jako żony i matki jest zupełnie inny, niż nastolatki. Zwłaszcza w kontekście tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą... Co do pozostałych kwestii moja ocena jest bardzo pozytywna. Świetnie dobrani aktorzy (odtwórcy głównych ról przeważnie mało znani, przynajmniej mnie, ale to odebrałam na plus, bo nie odciągali uwagi od treści). Rewelacyjne zdjęcia, bardzo realistyczne, w przypadku scen torturowania Rudego, aż za bardzo nawet, ale to tylko dodało wiarygodności. Kapitalna muzyka i (co rzadkie w polskich filmach) dobre nagłośnienie, nie musiałam się domyślać, co aktorzy mówią. Podsumowując - polecam :) I ciekawa jestem Waszych opinii.

W piątek zakończył się konkurs na Facebooku, do późnych godzin wieczornych debatowaliśmy z Mężem kogo nagrodzić. I łatwo nie było, uwierzcie mi! Ale w końcu udało się wybrać Zwyciężczynię i mam nadzieję, że będzie zadowolona z wygranej :) A mnie udało się troszkę poznać, jakie macie plany na wiosnę ;) W skrócie - sprzątanie, odchudzanie i miłość (i to w tej kolejności) :)

Żeby nie zanudzać, bo przypadkiem trochę przydługi się ten post zrobił, (a Mąż, zaglądający mi przez ramię marudzi, że nikomu się czytać nie będzie chciało) na koniec parę fotek. Już kilka razy Wam wspominałam o pozostałych zestawach biżuterii, zamówionych przez Dagmarę. Realizacja zamówienia była wyzwaniem, bo dostałam konkretne wymagania, którym mam nadzieję udało się sprostać.

Oto pierwszy zestaw, biało-czarny z motywem kół:



Drugi zestaw był już trudniejszy, kwadratowa bransoletka nie była łatwa do ozdobienia, troszkę się natrudziłam, aby rozłożyć motywy, a oto efekt:



Podczas tego weekendu powstało też kilka nowych rzeczy, w tym także (po raz pierwszy) coś dla dzieci. Już niedługo będę się nimi chwalić, więc zaglądajcie!

A ponieważ weekend dobiega już końca, życzę Wam dużo uśmiechu i energii na poniedziałek!

czwartek, 6 marca 2014

Mam tę Moc!!!

Wczorajszy dzień upłynął nam pod hasłem "Mam tę moc!". Piosenka z filmu Disney'a "Kraina Lodu", która zdobyła Oscara (oryginalny tytuł "Let it go"), wpadła nam w ucho już podczas wspólnej ze Starszą Córką wyprawy do kina:


Dość często zdarzało mi się ją nucić pod nosem, a wczoraj to nawet Mąż zachęcał Młodszą Pociechę do jedzenia marchewki z jabłkiem podśpiewując na tę melodię "Marchew jedz!". Chciałam nagrać, bo koncert pierwsza klasa, ale mi niestety nie pozwolił. Żałujcie!!
Moc zatem miał Mąż - do tworzenia nowych piosenek, a także do wyprawy wśród naszych miejskich korków do sklepu, aby dostarczyć mi nowe materiały do pracy - niedługo spodziewajcie się wielu nowych decoupage'owych wyrobów, pomysły mi się w głowie kłębią!
Moc miała też Młodsza Córcia, której nie straszne były spadające meble:
   -Dziewczynki, co to za hałas, co się tam u Was dzieje?
   -Nic, mamo! Tylko kuchenka spadła na Małą!
Bardziej nerwowych Czytelników spieszę od razu uspokoić, że kuchenka jest lekka, plastikowa i nie spadła cała, a tylko jej górna część:

Moc miała również Starsza Córka, której rozwijające się choróbsko nie dało rady i cały dzień biegała, śpiewała, tańczyła, przygotowywała przyjęcia i domagała się pójścia na rower ;)
Mocy nie zabrakło także mnie, bo po całym dniu (dodam, że trzecim z kolei) sam na sam z Córkami, wieczorem siadłam do pracy i powstał ostatni z trzech kompletów biżuterii dla Dagmary. Na razie schnie, więc pokażę Wam go niebawem, a tymczasem dziś chciałabym zaprezentować coś, co dostałam od Magdy z bloga Babskie blogowanie. Zdarzyło Wam się kiedyś napić nie swojej kawy lub herbaty? W biegu chwycić kubek Męża zamiast swojego? Ja wiele razy miałam tego pecha - a pecha dlatego, że kawę Mąż słodzi, a ja nigdy w życiu. I o ile herbatę jeszcze przeżyję słodzoną (choć to kompletnie zabija jej smak), to słodka kawa jest nie do przejścia. Dzięki Magdzie mam szansę już nigdy więcej się nie pomylić:


Więcej zdjęć tych wspaniałych kubeczków znajdziecie na blogu Magdy, o TUTAJ. A ja, korzystając z ulotnej chwili, gdy Córki zajmują się same sobą, popijam kawkę i zastanawiam się, co na siebie włożyć wieczorem - wybieramy się z Mężem na przedpremierowy uroczysty pokaz "Kamieni na szaniec." Wbrew pozorom sprawa trudna, bo mój dyżurny, codzienny kostium (dres i koszulka) raczej nie wchodzą w grę ;) Co proponujecie?


Miłego dnia!!!